Pracownicy zaniepokojeni sytuacją szpitala im. Narutowicza. Jest odpowiedź miasta

2025-09-26 17:51

Pracownicy Szpitala Miejskiego Specjalistycznego im. Gabriela Narutowicza w Krakowie donoszą o kolejnych problemach w placówce, która zmaga się z poważnym kryzysem finansowym i wizerunkowym. Zatrudnieni donoszą o braku wypłat, potencjalnym zamknięciu oddziału, braku odpowiednich narzędzi, a nawet leków. W tej sprawie rozmawialiśmy z zastępcą prezydenta Krakowa Stanisławem Kracikiem. "Zmiana, która nie boli, nie jest zmianą" - powiedział.

Szpital im. Narutowicza w Krakowie

i

Autor: Zygmunt Put/ CC0 4.0

Kraków. Co dzieje się w szpitalu im. Narutowicza? Pracownicy alarmują

Szpital Miejski Specjalistyczny im. Gabriela Narutowicza w Krakowie od dłuższego czasu zmaga się z fatalną sytuacją finansową, ale i pogłębiającym się kryzysem wizerunkowym. Na początku lipca informowaliśmy o odwołaniu z funkcji dyrektorki szpitala Marioli Marchewki, która placówką zarządzała od kwietnia ubiegłego roku. Z kolei kilka dni wcześniej pisaliśmy o fatalnej sytuacji finansowej szpitala, którego zadłużenie opiewało wówczas łącznie na kwotę około 130-140 mln złotych. Także w tym roku Rada Miasta Krakowa przekazała do szpitala środki finansowe w wysokości 24 mln złotych.

Po odwołaniu Marioli Marchewki funkcję dyrektorki od 10 lipca 2025 roku pełni dr Anna Tylek, która pozostaje na tym stanowisku do czasu rozstrzygnięcia konkursu, który został ogłoszony w poniedziałek, 22 września. Przewidywany termin rozpatrzenia zgłoszonych kandydatur to data do 7 listopada. Teraz pracownicy szpitala im. Narutowicza wystosowali list , w którym opisują to, co ma dziać się w placówce. 

Ponownie jako grupa pracowników Szpitala Miejskiego Specjalistycznego im. G. Narutowicza w Krakowie czujemy się w obowiązku zwrócić Państwa uwagę na fakt, że prowadzona od prawie trzech miesięcy polityka zarządzania przez p.o. dyrektor szpitala Annę Tylek zmierza w kierunku likwidacji szpitala, zmuszenia personelu do rezygnacji z pracy, zaprzestania przyjmowania pacjentów. W ostatnich dniach pani Tylek przy akceptacji doktor Joanny Streb, zastępcy ds. medycznych, podjęła decyzje o zaprzestaniu wykonywania zabiegów ablacji u pacjentów kardiologicznych, byliśmy zmuszeni odwołać wszystkich pacjentów z kolejki, którą mieliśmy ustawioną do końca bieżącego roku. To oczywiście przyniesie stratę dla oddziału kardiologii, a jej wynik będzie na ogromnym minusie. Zrezygnowano ze współpracy z profesorem Markiem Jastrzębskim. Teraz zdarzają się dni, że w oddziale nie ma żadnego specjalisty, ale pani Tylek nie rozumie, jak jest to niebezpieczne dla pacjentów i mówi, że ma ważniejsze sprawy! – piszą pracownicy.

Kraków Radio ESKA Google News

Jak dodają, z zespołu pulmonologii liczącego obecnie pięciu specjalistów aż trzech miało przenieść się do innej placówki.

Termin ich rozwiązania umowy nastąpi 31.12.2025. W takim przypadku zmuszeni będziemy zamknąć oddział od 1.01.2026! Pracownicy nie są już w stanie wytrzymać panującej od kilkunastu tygodni atmosfery, nie wiemy dokąd zmierzamy, nikt nie otrzymuje wiążących informacji, a jeżeli już jakąś otrzyma, jest ona zmieniana z dnia na dzień. Pracownicy oddziału onkologii kierowanego przez doktor Joanne Streb też prowadzą rozmowy z innymi placówkami w spawie zmiany pracy, ale co się dziwić, jak kierownika oddziału częściej nie ma w pracy, niż jest. Nie pracuje w poniedziałki i czwartki, a w resztę dni często albo jest na konferencji, albo  ma wyjazd. Jak można kierować częścią medyczną szpitala jak jest się dwa dni w tygodniu w pracy? Oczywiście na liście obecności zawsze jest podpisana, a pani Tylek nie reaguje! Oddział chirurgii prosi o zakup narzędzi, żeby móc bezpiecznie realizować zabiegi, ale słyszy tylko odmowę, co zagraża życiu i zdrowiu pacjentów. Jedno powikłanie niesie za sobą większe koszty niż zakup sprzętu, ale pani Tylek tego nie rozumie. Przez co obłożenie oddziału jest niskie, z 40 łóżek wykorzystujemy tylko ponad połowę. Jak to ma nie generować kosztów! Gdzie tu sens, gdzie logika? Zresztą ogólnie obłożnie na oddziałach znacznie się zmniejszyło – czytamy.

Personel pisze o upadku oddziału laryngologii i zmniejszonym dostępie do sal operacyjnych. Jak dodają, w weekend na oddziale liczącym 15 łóżek przebywa jeden pacjent.

Pracownicy szkoły rodzenia nie otrzymali wynagrodzenia za zrealizowane zajęcia od dwóch miesięcy. W dodatku pani Tylek podjęła decyzje o zamknięciu szkoły rodzenia i znów zmuszeni byliśmy odwołać ponad 10 zapisanych par na najbliższe październikowe zajęcia, a kolejne pary powiadomimy w najbliższym czasie. Ciężko pracowaliśmy, żeby ściągnąć do nas większa ilość porodów i kiedy nam się udało, pani Tylek rezygnuje z tego działania. Jak my wyglądamy w oczach pacjentów, to jest skandal! Brak przepływu informacji utrudnia funkcjonowanie placówki. Na spotkaniach grupowych pracownicy są zastraszani, obmawiani, oskarżani bezpodstawnie i bez żadnych dowodów. Groźby zwolnień są tu na porządku dziennym. Panuje dyktatura osoby, która nie ma żadnego planu na funkcjonowanie szpitala i kompletnie nie rozumie zasad, jakimi szpital winien być kierowany. Ostatnio słyszymy, że Urząd Miasta Krakowa spłaci wszystkie długi w całości, bo tak się pani Tylek umówiła z jednym z wiceprezydentów. Co tydzień pojawiają się pomysły przekazania nas innym szpitalom, a to wojskowemu, a to Żeromskiemu, nie mamy stabilizacji czy pewności zatrudnienia, co jest dla nas uciążliwe i deprymujące. Jak mamy pracować w takich warunkach, skoro boimy się każdego nadchodzącego dnia i kolejnych pomysłów pani Tylek? – brzmi treść listu.

W liście padają kolejne niepokojące informacje.

A skoro już o planie mowa, to nagle do pisania planu naprawczego zostali zmuszeni pracownicy (mieli na to 4 dni – od 15 do 18.09), bo jak się okazało, zaangażowana firma zgarnie prawie 50 000,00 zł za opracowanie tylko części finansowej, też w większości przygotowanej przez pracowników szpitala! Dodatkowo sztandarowy pomysł pani Tylek ogłoszony pracownikom poleceniem służbowym z terminem wykonania do 22.09, czyli wydłużenie pracy poradni do godzin wieczornych, zderzył się ze ścianą z powodu braku kadrowych (pani Tylek odmówiła zatrudniana nowych lekarzy w oddziałach szpitala) oraz oczekiwania, że praca ta ma zostać wykonana za darmo przez personel! Ale pani Tylek otrzymuje pełne wynagrodzenie wynoszące kilkadziesiąt tysięcy złotych i jakoś nie rezygnuje z części, skoro szpital jest w trudnej sytuacji, natomiast oczekuje tego od pracowników.  W dodatku aktualnie nie płacimy już żadnym dostawcom, a oni odmawiają dostarczania materiałów i leków. Jak to jest, że poprzednicy jakoś dawali radę, płacić za zamówienia, spłacać długi, organizować prace, realizować wynagrodzenia m.in. za szkołę rodzenia, ściągać nowy personel w tym specjalistów, a teraz wszystko jest niemożliwe i nieistotne. Na rany boskie to jest szpital, nie możemy w takich warunkach zapewnić bezpieczeństwa pacjentom i odpowiedniego poziomu opieki! – pisze personel szpitala im. Narutowicza.

Przesłany do naszej redakcji list został opatrzony podpisem "Pracownicy SMS im. G. Narutowicza w Krakowie". 

Trudna sytuacja szpitala im. Narutowicza w Krakowie. Rozmawiamy z miastem

Treść listu pracowników szpitala im. Narutowicza w Krakowie to temat, o który zapytaliśmy w magistracie. Do sprawy odniósł się zastępca prezydenta miasta Stanisław Kracik.  

Tam, gdzie podczas zmian i wychodzenia z kryzysu nie ma protestów, to znaczy, że nie ma wychodzenia z kryzysu. Zmiana, która nie boli nie jest zmianą. To, że była słaba kontrola efektywności pracy, że również kwestia samej obecności, godzin i tak dalej, służby ekonomiczne, to jest morze problemów, przed którymi pani dyrektor stanęła i ja bym się niepokoił, gdyby stamtąd nie płynęły jakieś sygnały, że są pracownicy, którym się to nie podoba, no bo zmiana na gorsze, postawienie wymagań taką reakcję musi budzić, więc ja to szanuję. Jeżeli zechcą wyjść poza niepodpisane listy, to chętnie się z nimi spotkam i posłucham, dopytam o szczegóły, skonfrontuję to z tym, co pani dyrektor robi. Ten proces z całą pewnością do łatwych nie należy. Musimy też pamiętać o tym, że szpital jako niewiarygodny płatnik niestety na rynku kupuje zarówno towary jak i usługi drożej, niż inne szpitale. Każdy, kto ze szpitalem wchodzi w relacje gospodarcze coś ryzykuje, np. nieterminową płatność, więc to jest dodatkowe utrudnienie. Analizy, które robi w ramach programu naprawczego zarówno pani dyrektor, jak i wspierający ją zespół ekonomistów pokazują rzeczywiście, że bieżący i przyszły rok będą nadal trudne. Samo zbilansowanie przychodów i kosztów przy w tej sytuacji, o której mówiłem jest skomplikowane. Zakładam i ufam, że jeżeli program naprawczy zostanie zaakceptowany, to będzie podstawa do tego, żeby miasto albo w trybie kredytu albo poręczenia takiegoż kredytu znaczącą kroplówkę szpitalowi dało, bo funkcjonowanie w finansowym niedoczasie jest arcytrudne – powiedział w rozmowie z Radiem ESKA.

Jak władze miasta odnoszą się do niepokojących informacji zawartych w liście? Pracownicy szpitala wspominają o zaprzestaniu wykonywania zabiegów ablacji u pacjentów kardiologicznych.

To klasyczny anonim. Trzeba mieć odwagę, stanąć przed panią dyrektor, bądź przyjść do mnie i powiedzieć co jest nie tak. Nie wiem w ogóle skąd wzięła się jakaś bujda o niewypłaconych przez dwa miesiące wynagrodzeniach. Powiedziałbym, że to mnożenie mitów. Zwracam uwagę na to, że podejmowanie się pewnych procedur medycznych w sytuacji, kiedy nie ma pełnego zabezpieczenia sprzętowego, to jednak pewna odpowiedzialność. Pani dyrektor analizowała, jak wyglądają kolejki we wszystkich krakowskich szpitalach, szczególnie te, które są na CITO. One rzeczywiście w poszczególnych dziedzinach medycyny układają się bardzo różnie. Nie ma dzisiaj takiego powodu, dla którego w kwestia ablacji miałaby być dla mieszkańców Krakowa kluczową. Mogą ją wykonać w kilku jeszcze innych miejscach, szczególnie, że kilkaset metrów dalej jest słynący z kardiologii szpital im. Jana Pawła II. Trzymajmy się faktów. Jeżeli chcemy pomóc tej placówce, to nie róbmy na nią nagonki – powiedział Stanisław Kracik.

Co z potencjalnymi odejściami lekarzy i funkcjonowaniem poszczególnych oddziałów?

Rzeczywiście, z interny odeszło trzech lekarzy, ale przeszli do szpitala im. Żeromskiego, więc pozostali w strukturze miejskich szpitali. Powodów zmiany pracodawcy nie znam, informacja ta dotarła do mnie wczoraj. Natomiast są takie działy medycyny chociażby jak laryngologia, gdzie utrzymywanie dwudziestołóżkowego oddziału, w którym wartość wyceny tych procedur jest relatywnie niska, to na tym się bardzo dużo traci. Pozostaje więc pytanie, czy utrzymywać 20 czy 10 łóżek? Nie chodzi o likwidację, bo stracilibyśmy poziom referencyjny w szpitalu. Nie ma mowy o zamykaniu oddziałów, a o optymalizacji. Co z porodówkami? Jeżeli mamy sytuację w której powiedzmy Szpital Położniczo-Ginekologiczny Ujastek ma ponad 400 porodów, szpital Żeromskiego 120, a szpital im. Narutowicza 80, no to zarówno w szpitalu im. Żeromskiego, jak i Narutowicza to działalność wybitnie deficytowa. W tej sprawie szpitale powinny się porozumieć – przekonuje wiceprezydent.

Czy istnieje możliwość całkowitego zamknięcia szpitala im. Narutowicza lub połączenia go ze szpitalem im. Żeromskiego?

Fuzja ze szpitalem im. Żeromskiego to był pomysł, który już ma kilkanaście lat. Pomysł ten upadł i myślę, że personel szpitala im. Żeromskiego nie byłby z tego zadowolony, bo dostałby obciążonego wspólnika. To nie wchodzi w rachubę choćby ze względu na to, że szpital im. Żeromskiego boryka się już z brakiem pomieszczeń, podobnie jak szpital im. Narutowicza. Każda placówka musi być prowadzona osobno i miasto jest ku temu zdeterminowane. Z moich rozmów z Komisją Zdrowia Rady Miasta wynika, że chcą i są gotowi pomagać. Najpierw plan naprawczy. Jeśli zostanie zaakceptowany, to wówczas albo pożyczka, albo poręczenie kredytowe. Pomocy doraźnej miasto będzie mogło udzielić w styczniu. Chodzi także o to, aby odzyskać wiarygodność u dostawców. Dopóki tego nie ma, to wszystkie ceny będą z pewnym narzutem ryzyka. Wtedy bardzo trudno jest zrównoważyć budżet – powiedział Stanisław Kracik.

Oszukał pół tysiąca osób